Szanowni Państwo, mówiliśmy już w ramach Obserwatorium Karkonoskiego o „Zakrytych źródłach” naszego, polskiego, przybycia do tej ziemi. Zakrytych, bo splątanych w trudny do rozwikłania węzeł zakłamania. Mówiliśmy o tym, że straciliśmy swoją regionalność, z której przyszliśmy tutaj, ale „tutaj” jeszcze do dzisiaj nie zamieniło się w tutejszość, „tutaj” jeszcze jest obce. Próbujemy definiować, dlaczego? Również: dlaczego nie przywieźliśmy tutaj naszej regionalności stamtąd, dlaczego ona się tutaj nie zaszczepiła, kto ją nam, oprócz ziemi ojczystej, wyrwał, gdzie ją zgubiliśmy. Dlaczego, jakie warunki spowodowały, że przestaliśmy dysponować własną kulturą jako algorytmem gospodarzenia, jako przepisem na pomnażanie dóbr, jako dyrektywą niezgody na dewastację. Oczywiście mamy nadzieję na wieczór, na którym będziemy mówić o tych rzadkich, potwierdzających regułę wykorzenienia i zagubienia, przypadkach przywiezienia tutaj swojej regionalności przez małe społeczności. Temu zjawisku będziemy chcieli przyjrzeć się bardzo dokładnie.
Dzisiaj przyjrzyjmy się kolejnym zakryciom naszej społecznej tożsamości na tych ziemiach. Z całą pewnością jedną z najbardziej zakrytych, nawet ukrytych, ukrywanych do niedawna spraw jest kwestia wysiedlania stąd Niemców. Problem polega tu w pierwszym rzędzie na tym, że niewiele się na ten temat mówi, że niewiele się na ten temat wie, wiele natomiast się przemilcza w obawie, że prawda może być słynną „wodą na młyn” rewanżystów z niemieckich ziomkostw. Jest wszelako rzeczą więcej niż pewną, że największą wodą na młyn jest niewiedza i przemilczenia, natomiast rzetelne historyczne opracowania i szeroki zakres społecznego upowszechnienia wiedzy na temat wysiedleń umożliwi przeciwstawienie się rewanżyzmowi, także i dzisiaj rozpowszechnionemu w Niemczech, który oskarża Polaków o bezprawie, samowolę i zbrodnie wysiedleń, „wypędzeń” ― jak mówią o tym Niemcy, wszyscy Niemcy, nie tylko rewanżyści. Będzie o tym mówił Romuald Witczak.
Jest to kwestia tym ważniejsza, że wpisująca się w ogólną, powszechną tendencję w Niemczech, wzrastającą z każdym rokiem, by historię III Rzeszy napisać na nowo, by II wojnę światową przedstawić jako obiektywny, dziejowy kataklizm, w którym Niemcy oczywiście popełniali zbrodnie, ale nie tylko oni, bo także np. alianci bombardujący Drezno i inne miasta niemieckie, czy Czesi i Polacy „wypędzający” Niemców z ich heimatów. By wykazać, że Niemcy w gruncie rzeczy byli ofiarami II wojny światowej. W świetle niemieckiej dokumentacji wysiedleń, niesłychanie obfitej i szczegółowej, przygniatającej ogromem skromną nad wyraz, pobieżną i niefachowo zrobioną dokumentację wypędzeń i przesiedleń innych narodów spowodowanych przez Niemców, wniosek w miarę upływu czasu będzie coraz wyraźniejszy: że mianowicie największymi ofiarami II wojny światowej, po Żydach, byli Niemcy. Rosła będzie natomiast zbrodnicza rola Polaków, w tej perspektywie wcale nie ofiar, ale beneficjentów II wojny światowej. To szerokie pole zagadnień, które w przyszłości chcielibyśmy także poruszać. Dzisiaj o tym, co konieczne: jak wysiedlano Niemców z tych terenów, czyli jak odsłaniać zakryte źródła historyczne, by przez upowszechnienie prawdy przeciwstawić się zniesławieniu, fałszowaniu perspektywy historycznej, pomijaniu i myleniu przyczyn i skutków, nazywaniu ofiar katami, a katów ofiarami.
Zważmy przy tym rzecz niesłychanej wagi: oczywiście tematem naszym jest aspekt polsko-niemieckiej historii najnowszej, ale tematem nadrzędnym jest zakrywanie, a czasami ukrywanie źródeł, zakłamywanie początków. Coś ogólnego, nad czym musimy się zastanowić przede wszystkim. Popatrzmy: wysłano Polaków na ziemie odzyskane, wysłano ich jako repatriantów, odebrano im w nowym miejscu regionalność ziemi pochodzenia, czyli ― m.in. ― kulturę jako algorytm gospodarzenia, zapieczętowano temat wysiedleń Niemców. Zapieczętowano źródła tak dalece, że nawet te konkretne ciepłe ź-ród-ła, które określiły tożsamość tej ziemi, nie wiadomo dokładnie, gdzie są. Są zakryte, gdzieś w Cieplicach. Pytałem wszystkich swoich znajomych. Są to z reguły ludzie wykształceni, mocno zainteresowani tym regionem, zdecydowanie ponadprzeciętnie: nikt nie potrafił o ciepłych źródłach powiedzieć czegoś bliższego. A przecież to nadal jest pierwszorzędny czynnik określający tożsamość tej kotliny. Jej walory turystyczno-kuracyjne. Od tych źródeł być może, nie wiem, zależy pomyślność gospodarcza Kotliny Jeleniogórskiej. Jej bogactwo. A gdzie są, dlaczego nie są wyeksponowane, ile ich jest, jaką mają wydajność, jaki jest stan prawny tych źródeł, kto nimi zarządza i dlaczego, jakie właściwości mają, jakie choroby leczą ― wiedzą o tym specjaliści, a przecież powinna to być wiedza ogólna, wszystkich mieszkańców regionu, bo to jest mniej lub bardziej bezpośrednio ich bogactwo, to są ich źródła, to powinny być ich źródła, w nich winni znajdować swoją, regionalną, polską tożsamość, rozbudowując kompleks sanatoryjny, a wokół niego kompleks kulturalno-usługowy, który da pracę i zamożność gospodarzom, wreszcie gospodarzom. Na ten temat Wojciech Drajewicz i Jacek Godlewski.
Zdziwienie, że mówimy o ciepłych źródłach i wysiedleniach Niemców ― ustępuje odkryciu, że nie mówimy o skrajnie różnych, nie dających się pogodzić sprawach, lecz mówimy o w każdym przypadku o zakrytych źródłach, że zakrytość źródłowości jest naszym zainteresowaniem ogólnym w obliczu wielu spraw szczegółowych, dzisiaj ciepłych źródeł i wypędzeń Niemców.
Dzisiaj przyjrzyjmy się kolejnym zakryciom naszej społecznej tożsamości na tych ziemiach. Z całą pewnością jedną z najbardziej zakrytych, nawet ukrytych, ukrywanych do niedawna spraw jest kwestia wysiedlania stąd Niemców. Problem polega tu w pierwszym rzędzie na tym, że niewiele się na ten temat mówi, że niewiele się na ten temat wie, wiele natomiast się przemilcza w obawie, że prawda może być słynną „wodą na młyn” rewanżystów z niemieckich ziomkostw. Jest wszelako rzeczą więcej niż pewną, że największą wodą na młyn jest niewiedza i przemilczenia, natomiast rzetelne historyczne opracowania i szeroki zakres społecznego upowszechnienia wiedzy na temat wysiedleń umożliwi przeciwstawienie się rewanżyzmowi, także i dzisiaj rozpowszechnionemu w Niemczech, który oskarża Polaków o bezprawie, samowolę i zbrodnie wysiedleń, „wypędzeń” ― jak mówią o tym Niemcy, wszyscy Niemcy, nie tylko rewanżyści. Będzie o tym mówił Romuald Witczak.
Jest to kwestia tym ważniejsza, że wpisująca się w ogólną, powszechną tendencję w Niemczech, wzrastającą z każdym rokiem, by historię III Rzeszy napisać na nowo, by II wojnę światową przedstawić jako obiektywny, dziejowy kataklizm, w którym Niemcy oczywiście popełniali zbrodnie, ale nie tylko oni, bo także np. alianci bombardujący Drezno i inne miasta niemieckie, czy Czesi i Polacy „wypędzający” Niemców z ich heimatów. By wykazać, że Niemcy w gruncie rzeczy byli ofiarami II wojny światowej. W świetle niemieckiej dokumentacji wysiedleń, niesłychanie obfitej i szczegółowej, przygniatającej ogromem skromną nad wyraz, pobieżną i niefachowo zrobioną dokumentację wypędzeń i przesiedleń innych narodów spowodowanych przez Niemców, wniosek w miarę upływu czasu będzie coraz wyraźniejszy: że mianowicie największymi ofiarami II wojny światowej, po Żydach, byli Niemcy. Rosła będzie natomiast zbrodnicza rola Polaków, w tej perspektywie wcale nie ofiar, ale beneficjentów II wojny światowej. To szerokie pole zagadnień, które w przyszłości chcielibyśmy także poruszać. Dzisiaj o tym, co konieczne: jak wysiedlano Niemców z tych terenów, czyli jak odsłaniać zakryte źródła historyczne, by przez upowszechnienie prawdy przeciwstawić się zniesławieniu, fałszowaniu perspektywy historycznej, pomijaniu i myleniu przyczyn i skutków, nazywaniu ofiar katami, a katów ofiarami.
Zważmy przy tym rzecz niesłychanej wagi: oczywiście tematem naszym jest aspekt polsko-niemieckiej historii najnowszej, ale tematem nadrzędnym jest zakrywanie, a czasami ukrywanie źródeł, zakłamywanie początków. Coś ogólnego, nad czym musimy się zastanowić przede wszystkim. Popatrzmy: wysłano Polaków na ziemie odzyskane, wysłano ich jako repatriantów, odebrano im w nowym miejscu regionalność ziemi pochodzenia, czyli ― m.in. ― kulturę jako algorytm gospodarzenia, zapieczętowano temat wysiedleń Niemców. Zapieczętowano źródła tak dalece, że nawet te konkretne ciepłe ź-ród-ła, które określiły tożsamość tej ziemi, nie wiadomo dokładnie, gdzie są. Są zakryte, gdzieś w Cieplicach. Pytałem wszystkich swoich znajomych. Są to z reguły ludzie wykształceni, mocno zainteresowani tym regionem, zdecydowanie ponadprzeciętnie: nikt nie potrafił o ciepłych źródłach powiedzieć czegoś bliższego. A przecież to nadal jest pierwszorzędny czynnik określający tożsamość tej kotliny. Jej walory turystyczno-kuracyjne. Od tych źródeł być może, nie wiem, zależy pomyślność gospodarcza Kotliny Jeleniogórskiej. Jej bogactwo. A gdzie są, dlaczego nie są wyeksponowane, ile ich jest, jaką mają wydajność, jaki jest stan prawny tych źródeł, kto nimi zarządza i dlaczego, jakie właściwości mają, jakie choroby leczą ― wiedzą o tym specjaliści, a przecież powinna to być wiedza ogólna, wszystkich mieszkańców regionu, bo to jest mniej lub bardziej bezpośrednio ich bogactwo, to są ich źródła, to powinny być ich źródła, w nich winni znajdować swoją, regionalną, polską tożsamość, rozbudowując kompleks sanatoryjny, a wokół niego kompleks kulturalno-usługowy, który da pracę i zamożność gospodarzom, wreszcie gospodarzom. Na ten temat Wojciech Drajewicz i Jacek Godlewski.
Zdziwienie, że mówimy o ciepłych źródłach i wysiedleniach Niemców ― ustępuje odkryciu, że nie mówimy o skrajnie różnych, nie dających się pogodzić sprawach, lecz mówimy o w każdym przypadku o zakrytych źródłach, że zakrytość źródłowości jest naszym zainteresowaniem ogólnym w obliczu wielu spraw szczegółowych, dzisiaj ciepłych źródeł i wypędzeń Niemców.
Andrzej Więckowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz