wtorek, 27 lipca 2010

Ekolog wśród tubylców.

Obserwatorium Karkonoskie - odsłona siódma. 18 stycznia 2008r. Udział wzięli: Jacek Jakubiec oraz Andrzej Paczos. Wstęp i prowadzenie: Andrzej Więckowski.






Ekolog wśród tubylców

Tubylec nie jest już człowiekiem pierwotnym i w gruncie rzeczy nigdy nim nie był. Pierwotność, która zdarzyła się, gdy czas jeszcze nie płynął, w raju, jest marzycielską hipotezą człowieka uciemiężonego egzystencją, który żyje od zawsze w historii i jest tworem postkolonialnym: w każdym przypadku ze swojej pierwotności został wyrwany siłą, w każdym przypadku pojmanego uprowadzono do kraju niewoli. To uprowadzenie nie musi być podróżą w sensie przestrzennym. Chodzi o momentalne przejście do stanu niewolnictwa, który stopniowo staje się stanem wewnętrznym i sposobem egzystencji w świecie. I nie ma innych ludzi, jak tylko i wyłącznie postkolonialni tubylcy w różnych — mniej lub bardziej — zamaskowanych formach. Zawsze są wygnani z raju i zawsze są obarczeni grzechem pierworodnym. Zawsze zakuci są w kajdany powinności i w los, który Bóg, prawzór kolonizatora, wyganiając ich z pierwotności w nieskończoną wędrówkę samouświadomienia, określił w znany nam wszystkim sposób, ale mimo to przypomnijmy: […] przeklęta niech będzie ziemia z powodu ciebie! W mozole żywić się będziesz z niej po wszystkie dni życia swego! 18. Ciernie i osty rodzić ci będzie i żywić się będziesz zielem polnym. 19. W pocie oblicza twego będziesz jadł chleb, aż wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz. (I Mojż. 3)
Powiedział też Bóg wielokrotnie do człowieka, przed czasem i w historii, by napełniał ziemię i czynił ją sobie poddaną. Kolonizatorskie zadanie delegował na wygnanych i zniewolonych karą za grzech pierworodny. Niewolnik stał się panem nieograniczonej — jak się od zawsze wydawało — odnawialności ziemi.
*
Tubylec "jest tu" i to "bycie-tu" jest dla jego charakterystyki najistotniejsze. Nie jest "gdzieś", lecz właśnie "tu", czyli nie wiadomo, gdzie. Jest to układ bez odniesień. "Tu" oznacza nigdzie, bo "tu" nie ma nazwy, nie ma żadnych granic, nie wiadomo, gdzie się kończy i gdzie zaczyna, na jakim obszarze się rozpościera. "Tu" jest całkowicie nieokreślone, więc także nie jest tutaj, w tym miejscu wskazanym palcem, który jest drżący, a ręka wstrząsana konwulsjami cierpienia kreśli w powietrzu chaotyczne kręgi. „Tutaj” zna tylko tubylec, a zna je tak dobrze, że nic nie potrafi o nim nikomu powiedzieć.
Tutaj jest zatem chaosem sąsiadującym z człowiekiem (z jego naskórkiem), w którym porusza się on w poszukiwaniu rzeczy potrzebnych mu do zachowania życia. Jego wnętrze rozpoznaje potrzebne do życia. Jak pantofelkowi nie jest nam do tego potrzebna żadna wiedza uświadomiona. Czy tutaj zaczyna się pierwotność? Nawet żadne okna, oczy, uszy, czułki na zewnętrze nie są wcale konieczne. Wirus dobrze wie, co mu jest potrzebne do życia i jest w tym absolutnie nieomylny. A może wirus jest tym stanem pierwotnym, o którym mówią mity z rajskim człowiekiem? Może to wirus został wygnany z raju? Sama konfiguracja wnętrza jest wystarczającym czynnikiem komunikacji poza granice autopoietycznego systemu. Deficyt wnętrza nie musi nic robić w kierunku na zewnątrz. Wystarczy mu być, by uruchomiło się dynamiczne współbycie deficytowego z natury życia oraz elementów świata wyrównujących deficyt, udzielających pożyczki. Powiedziałem lekkomyślnie „deficytowego z natury życia”. A konieczne, tylko i wyłącznie takie a nie inne zachowania cząstek chemicznych? A bezalternatywne łączenie się atomów wodoru i tlenu w wodę? A bliźniacza zgodność cząstek elementarnych z tym samym spinem na dwóch końcach Wszechświata? Gdzie zaczyna się wygnanie z raju?
Przyjmujemy, że zaczyna się wraz z pojawieniem się pierwszych ewidentnych już ekologów: hodowców i rolników, którzy naskórkowe granice swego wnętrza rozszerzyli o horyzont pastwisk i pól uprawnych. Tych, którzy zamieszkiwali już nie w swoim własnym wnętrzu, lecz w domu, w gospodarstwie, w oikos właśnie — i uprawiali, praktykowali na terenie tego oikos logos właśnie wzrostu roślin, krzyżowania odmian, doboru ziarna, nawożenia, odchwaszczania, spulchniania ziemi, sztucznego doboru osobników do mnożenia pożądanego potomstwa na podstawie ogólnych praw dziedziczenia itd., itd.
Problem jednak w tym, że ekologami byli i są hodowcy oraz rolnicy tylko dlatego, że ktoś ich nauczył logos. Najczęściej tradycja, na której początku stał boski heros, rewolucjonista, który sprzeciwił się swojej zwierzchniej władzy — ten sprzeciw jest bezwzględnie paradygmatyczny — i wbrew woli, powtarzam, wbrew woli głównego boga powierzył ludziom tajemnice hodowli i rolnictwa. Wcześniej on, albo podobny mu bóg-heros rewolucjonista, wykradł jeszcze ogień, potem nauczył ich pisma, by umieli zapisywać przekazywany logos i ratowali go przed błędami osądu i pamięci. Ale i więc ten podarowany przez boga-heros, bogów-herosów, aniołów upadłych na ziemię logos w gruncie rzeczy był metodą, sposobem, przepisem czyli logosem zdegenerowanym, sprowadzonym do zewnętrznej, bezrozumnie powtarzanej formy.
A zatem ci, którzy zamieszkiwali i zamieszkują oikos nie byli jednak, jak się z początku nam wydawało ekologami, tylko tubylcami w gospodarstwie. Ich wiedza o przepisach mogła z tych czy innych powodach deprawować się w głupocie, przesądach, pysze, żarłoczności, zbrodniczości nadużywanej władzy, w zwykłym, niczym nieumotywowanym bestialstwie — ale odnawialność w bogactwie źle rozpoznanego otoczenia sprawiała, że fałszywy logos nie stawał się natychmiast represyjny. Otoczenie wydawało się niezmienne, niezmiennie niewyczerpane.
Granica gospodarstwa, plemienia, księstwa, państwa, imperium, Unii Europejskiej itd. już znacznie oddaliła się od naskórka — tej bramy raju — i coraz bardziej wciąż się oddala. Powstała przestrzeń stworzona przez tubylców. Dalej, poza tą przestrzenią nadal jest chaos, nie wiadomo co, nieprzewidywalne: pogoda wraz suszą, mrozem, deszczem potopu, orkanami, trąbami oraz wszelkie inne kataklizmy, jak wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, spadające meteoryty, komety czy asteroidy. Ale to nie wszystko, to tylko część kataklizmów całkiem jawna od zawsze. Ta mniej jawna jest nie jest tylko nowoczesna, choć tak jest postrzegana. Ma ona swoją ogromną przeszłość panowania, zdobywania, przetwarzania, wykorzystywania, technologizowania. Jest stara jak nasza kultura. Jest znacznie obszerniejsza niż ta część jawna kataklizmów i nieporównywalnie bardziej złowroga, apokaliptyczna. To prawdziwe, konkretyzujące się błyskawicznie imperium zła rządzone przez skutki fałszywego logosu. To fałszywe wnętrze, to jest to fatalnie rozszerzone. I jego fatalne skutki są już naskórkowo odczuwalne. Jak kwaśny deszcz parzący skórę. Bo mój naskórek jest już granicą ziemskiego ekosystemu.
Pamiętamy, że dobry gospodarz na początku historii otrzymywał informacje o przyszłości na podstawie intuicji, poprzez sen na przykład, jak Józef w Egipcie. Dzięki intuicyjnemu odczytaniu znaków, symboli sennych, zapobiegł klęsce głodu. Intuicja w nauce, też intuicja i ta sama, towarzyszy formułowaniu teorii naukowych w sposób zaiste równie tajemniczy, jak w przypadku mitycznych przepowiedni. Ale główne podobieństwo przepowiedni mitycznych i teorii naukowych polega właśnie na celu, na odgadywaniu przyszłości. W przepowiedni mitycznej jest ona stricte „odgadywana” i jest to dobre, wieloznaczne słowo, któremu kiedyś trzeba się będzie bliżej przyjrzeć. W teorii naukowej przyszłość nie jest odgadywana, lecz w pełni przewidywalna. I to znakomite, że teoriami naukowymi stoi ekologia, ogólna nauka o dobrym gospodarowaniu, które zawsze polegało i polega na przewidywaniu przyszłości: na dobroczynnej wizji kłosa w sianym ziarnie, na złowrogiej wizji skutków „niemej wiosny”, która naukowo ugruntowana i rozpropagowana w 1962 roku przez amerykańską biolożkę, Rachel Carson, doprowadziła w końcu do światowego zakazu używania DDT i chyba była, nie licząc nieco wcześniejszego Międzynarodowego Roku Biologicznego ogłoszonego przez UNESCO, pierwszą wielką światową akcją ekologiczną, która z nauki badającej wzajemne związki i oddziaływania biotycznych i abiotycznych czynników w i między ekosystemami uczyniła światowy ruch światopoglądowy i polityczny. To jest pierwsze takie zjawisko w historii ludzkości.
Przyszłość w teorii naukowej a przepowiadanie przyszłości nie tylko są podobne, różnią się też zasadniczo. „Bycie rządzonym przez cel lub inną przyczynę finalną stanowi istotę fizycznego zjawiska. […] Stwierdzenie, że przyszłość nie wpływa na teraźniejszość, jest nie do utrzymania” – powiedział Charles Sanders Peirce i słowa te kosztowały go utratę naukowego autorytetu. Do dziś uzyskiwanie czegoś z przyszłości, wychwytywanie z przyszłości sygnałów i informacji wydaje się nienaukowym głupstwem nadającym się tylko do literatury science fiction. Jest coraz więcej takich, którzy twierdzą, że to się jednak powoli zmienia i to nie wskutek myślenia magicznego, lecz wskutek doświadczenia klęsk ekologicznych, świadomości dotarcia do granicy odnawialności największego z bezpośrednich naszych ekosystemów, Ziemi. „Wystarczy przecież domyśleć w spokoju wnioski wynikające z hierarchicznego złożenia istnień — pisze Andrzej Falkiewicz w znakomitej swojej książce „Być może” — żeby zrozumieć sprawczą moc czasu przyszłego. Istnienia obszerniejsze, hierarchicznie wyższe trwają dłużej od istnień, które są im hierarchicznie podporządkowane (populacja — dłużej od organizmu; organizm — od poszczególnej komórki; grupa ludzka — na przykład rodzina, na przykład naród, na przykład formacja kulturowa — dłużej od ludzkiej jednostki). Gdy więc istnienia obszerniejsze, czyli trwające dłużej — samo-się-regulując — w niezbywalnym własnym interesie przekazują swe wymogi istnieniom mniej obszernym, wyznaczają im kierunek trwania. Swym koniecznym pragnieniem trwania, czyli własną „przyszłością” azymutują je.
Jako istnienie — jak każde z istnień, wciąż zagrożone we własnym trwaniu — muszę… w niezbywalnym moim interesie muszę przystać na ich „przyszłość” i podążyć w wyznaczonym ich interesem kierunku. Jest to jedyna „przyszłość”, która w każdej chwili do każdego z istnień dociera. „Przyszłość” warunkująca trwanie mojego świata… każdego „czyjegoś” świata. A przeto — trwanie świata”.
Niech ekologia będzie, w tym rozumieniu, pierwszą nauką o przyszłości.

Andrzej Więckowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz