środa, 28 lipca 2010

Karkonoski Park Narodowy. Skarb czy ciężar?

Obserwatorium Karkonoskie - odsłona trzynasta. 18 września 2008r. Udział wzięli: dr Andrzej Raj, Grzegorz Sokoliński. Wstęp i prowadzenie: Andrzej Więckowski.



Karkonoski Park Narodowy- skarb czy ciężar?

Na samym początku muszę bardzo Państwa przeprosić za fałszywą alternatywę tytułowego pytania naszej debaty. "Skarb czy ciężar" - jest przykładem typowego zakłamania retorycznego. Na pierwszy rzut oka retorycznego, bo przy głębszym wejrzeniu to swoiste zakłamanie okazuje się jakby niezbywalną strukturą myślenia w ogóle.
Orzeł czy reszka, mamusia czy tatuś, mieć czy być, lewa czy prawa, rzecz czy proces to różne poziomy tego wszechobecnego problemu. Można wybierać między orzełkiem i reszką, jeżeli nie interesuje nas moneta, bo w rzeczy samej taki wybór jest niemożliwy; można wybierać między mamusią i tatusiem, ale świadczy to o poważnych nieprawidłowościach w rodzinie; wielokrotnie rozważany dramatyczny dylemat między posiadaniem a istnieniem jest odgrywany na scenie ludzkiego życia ciągle na nowo, jakby nie było tysiącleci oddziaływania różnych religii; lewa czy prawa - to niezmiennie ważny problem na przykład przy osadzaniu drzwi i okien, a więc lewa czy prawa, ale z której strony patrząc(?), a spiny cząsteczek materii(?), a dlaczego w lustrze tylko strony są odwrócone, a nie również dół i góra(?); nie umiem, nawet po wielokrotnej lekturze Heideggera, zobaczyć apriorycznie rzeczy-w-świecie, ciągle widzę osobne rzeczy na tle świata i widzę je raczej jako zestalone, a nie jako sztuczne wydzielone fazy procesu, nawet wodospady wydają mi się z oddalenia nieruchomymi rzeczami.
Ciągle widzę byty, a nie zauważam bycia. I jeżeli zdarza mi się "widzieć" inaczej, jest to rezultat refleksji, sylogistycznego wysiłku, a nie faktyczne widzenie, bo - jak dotąd - nie jestem świętym i jestem ślepy na całość. Jako zwykły śmiertelnik nie przeżyłem dotąd mistycznych uniesień, tylko czytałem o nich w wielu książkach i stąd wiem, schylony w pokorze, ale z wzrokiem skierowanym także ku niebu, że patrzę fragmentarycznie, że patrząc kawałkuję, że analizując bardziej rozwalam niż demontuję, że syntetyzując bardziej zgarniam w kupę niż składam w całość.
A zatem to nie tylko retoryczna swada kazała mi dla dyskusyjnego efektu pytać "skarb czy ciężar?", tylko zamknięty na dnie struktury myślenia paradoks. W rzeczy samej nie ma skarbów nie będących ciężarem. Nie tylko dlatego, że skarb trzeba chronić, ukrywać, czynić dla innych niedostępnym, często zamykać w szafach pancernych pilnowanych przez wojska pancerne i rakietowe. Także dlatego, że materia im cięższa, tym droższa, bo najczęściej, tym rzadsza, im cięższa. A więc ciężar skarbu podwójny co najmniej.
Karkonoski Park Narodowy jest skarbem, bo jest rzadkością. Według ustawy o ochronie przyrody z roku 2004 park narodowy jest to "obszar wyróżniający się szczególnymi wartościami przyrodniczymi, naukowymi, społecznymi, kulturowymi i edukacyjnymi, o powierzchni nie mniejszej niż 1000 ha, na którym ochronie podlega cała przyroda oraz walory krajobrazowe". Skarb, jakim jest Karkonoski Park Narodowy, jest próbą chronienia ekosystemu w jego pierwotności, to znaczy - przed ludźmi, w jego nomen omen rajskim stanie. Dyrektor KPN, dr Andrzej Raj, jest obciążony ciężarem bezpośredniego chronienia obszaru parku wzdłuż kilku - mniej lub bardziej widocznych - linii fortyfikacyjnych: w otulinie, w strefie ochrony częściowej i - niejako w górnym zamku - w strefie ochrony ścisłej. Park wściekle atakowany jest, niczym wysepka w oceanie, przez niszczące fale i wichry przetwarzającej działalności przemysłowo-handlowej człowieka. Linie fortyfikacyjne otuliny, strefy ochrony częściowej i ścisłej wraz ze szczupłą drużyną strażników parku wzmocnioną nawet pospolitym ruszeniem ekologów mogłyby wprawdzie odpierać skutecznie barbarzyńskie hordy niezorganizowanych turystów, nie wytrzymałyby natomiast zbyt długo świetnie zorganizowanego naporu przedsiębiorców i kapitału, działających podstępnie przez lobbystów w izbach ustawodawczych i wykonawczych i wyposażonych w zawsze nowoczesną broń łapówki, gdyby nie kontrofensywa edukacyjna globalnego frontu ekologicznego. Mury i reduty prawne parków narodowych tym będą trwalsze, im większa będzie społeczna świadomość bezwzględnej konieczności ochrony przyrody. Najbardziej wypchana wziątką mina nie wysadzi ustawy, gdy na jej straży stać będzie powszechna świadomość. Czyli najważniejszą fortyfikacją parku narodowego musi być prewencyjna jak zwykle edukacja. I to ciężar dodatkowy, do niedawna lekceważony, ale na szczęście coraz bardziej doceniany i coraz lepiej realizowany.
No dobrze, powiedzą stanowczo przedsiębiorcy, w pełni z tym wszystkim się zgadzamy, gotowiśmy nawet ciężką harówką wypracowane zyski zamiast na prymitywne przyjemności wyłożyć na tę edukację ekologiczną, bo doskonale wiemy, jak ona jest konieczna, żeby oba składniki ekosystemu, zarówno biocenoza, czyli ogół organizmów występujących na danym obszarze powiązanych ze sobą w jedną całość różnymi zależnościami, jak i biotop, czyli nieożywione elementy tego obszaru, a więc: podłoże, woda, powietrze (środowisko zewnętrzne), pozostały nienaruszone. Świetnie zdajemy sobie sprawę - będą kontynuować słodkim głosem przedsiębiorcy - jaką ważną kwestią jest, by w ekosystemie, który stanowi funkcjonalną całość, zachodziła niczym niezachwiana wymiana materii między biocenozą i biotopem, tak aby środowisko abiotyczne - czyli materia nieożywiona w środowisku, producenci - czyli organizmy samożywne, które użytkują wyłącznie abiotyczną część ekosystemu, konsumenci - czyli organizmy cudzożywne (głównie zwierzęta), i wreszcie niezastąpieni reducenci - destruenci czyli bakterie i grzyby powodujące rozkład materii organicznej tworzyli rodzaj perpetuum mobile, jedynej takiej maszynerii, boskiej zresztą, która jest zgodna z zasadą zachowania energii.
Tutaj nastąpi drobna przerwa, pełna jednak oczekiwania na ciąg dalszy.
- Jednakże ślepe i dogmatyczne zakleszczanie się w formalnych zasadach - podniosą o ton głos przedsiębiorcy - jest sprzeczne z życiem i ekosystemem pojętym jako dynamiczny proces. Życie społeczne i ekosystemy parków narodowych nie mogą sobie nawzajem szkodzić. Nie może być tak, że park narodowy powoduje, że okoliczni mieszkańcy są przez niego nędzarzami i niedojadają nawet, a ich dzieci mają krzywicę z braku witamin zamiast być pracownikami wyciągu narciarskiego, właścicielmpi stawów rybnych ze smażalniami, właścicielami pensjonatów i hoteli, akwaparków i salonów gry oraz tym podobne.

W tym momencie na proscenium wyjdą zza kulis rodzice dzieci cierpiących na awitaminozę i zaczną pokrzykiwać. - Tak właśnie, dokładnie - a znawcy świata zachodniego władający językami różnymi będą pohukiwać lingwistycznie - genau, exactly, chcemy być właścicielami wyciągów narciarskich, stawów rybnych ze smażalniami, pensjonatów, hoteli Gołębiewski, akwaparków, salonów gry, masażu oraz tym podobne, na przykład centrów kongresowych.
- Jak taki Karpacz wypiękniał dzięki hotelowi Gołębiewskiego, a ilu ludzi będzie miało świetną pracę jako kelnerka, pokojowa, parkingowy oraz tym podobne - podpowiadać będzie uszczęśliwiony burmistrz Karpacza. - Tak! - przyklasną mu wniebowzięci rodzice - nasze dzieci nie będą musiały jeździć za pracą do Londynu, same se zrobiom Londyn tutej. Z witaminami oraz tym podobne.
I tak dalej, i tak dalej, etc. Aż wreszcie na proscenium zatoczy się pilarz i powie: - Jaki tam park narodowy, zwykły las, w którym nic nie robiom, ino pieniądze biorom. - Hałas się wtedy podniesie, rwetes ogromny, chaos nieopisany i już wydawałoby się, że tej awantury nikt nie opanuje, aż tu przedsiębiorcy siejąc rękami ciszę uspokoją rozhukaną demokrację słowami: - Ludziska, musi być park narodowy, bo nikt wam do tych hoteli Gołębiewski przyjechać nie zechce. Turyści chcą se patrzeć na park z okna hotelu Gołębiewski i z tarasu też i przez park chcą wyjść spacerem do akwaparku i tym podobne tu i tam.
Pozostawmy ten obrazek przy następujących pytaniach: po pierwsze, jak gruba musi być otulina parku narodowego, by armata hotelu Gołębiewski i podobnych przedsięwzięć nie przebiła delikatnego naskórka ekosystemu parku narodowego, żeby przebity i uśmiercony nie stał się parkiem przy hotelach a la Gołębiewski.
Po drugie: skąd wziąć pieniądze na edukację, bo - jak się zdaje - gdyby przemysłowcy zaprosili wszystkich swoich kolegów z innych regionów i razem z nimi wyłożyli nie tylko te grosze zarobione ciężką harówą, ale wszystkie zyski, to i tak byłoby za mało.

Andrzej Więckowski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz