Obserwatorium Karkonoskie - odsłona trzydziesta druga. 25 marca 2010r. Udział wzięli: Anita Hładziak, Izabela Zdulska, Paweł Mikołaj Krzaczkowski, Kamil Radomski. Wstęp i prowadzenie: Andrzej Więckowski.
Ach piękne to były czasy, kiedy młodość pijanym zygzakiem wylewała się na ulice. Szedłeś na murek i raczyłeś się tańszymi gatunkami wina. Jak pojawiało się zagrożenie, to zmieniałeś murek, jak było za późno, to cię spisywali. Jak murek nie pasował, szedłeś do Atrapy, która była jeszcze klubem młodej alternatywy, i gdzie rzadko można było znaleźć miejsce przy stoliku. Szedłeś do Macedonii, i rozmawiałeś o literaturze, filozofii, muzyce, aż szczęka odmawiała ci posłuszeństwa. Szedłeś do Oko Loko, gdzie ciało obok ciała, i gdzie wieczorami oglądałeś filmy Lyncha. To są jeleniogórskie historie. Mnóstwo, mnóstwo młodzieży reprezentującej najróżniejsze subkultury: panki, rastafarianie, metale, dresy raczej nie. To było widać. Wystarczyło wyjść z domu. Kiedy robiło się cieplej, wylegali całą masą. W modzie były długie włosy, niemal każdy młodzieniec przymuszał się do ich zapuszczenia. W modzie były glany. Trzeba było się nakombinować żeby zdobyć na nie pieniądze. Szło się na murek za atrapą, szło się na murek na Kopernika, obok był jeszcze spożywczak, szło się na Grzybek i gdziekolwiek indziej, byleby dyskretnie, byleby inni nie wyprzedzili twój koncept. Wystarczyło wyjść na ulicę, żeby się przekonać, że to miasto żyje, wystarczyło wybrać się na festiwal teatrów ulicznych, żeby się zdziwić tą masą młodych ludzi zapełniających każdy skrawek rynku. Wystarczyło przejść się na rynek, żeby spotkać dwudziestu punków bębniących na bongosach, albo tłuczących na gitarze ostatnie przeboje Dezertera, Armii, Kultu, albo jakieś rastafariańskie dżingle na cześć Dża. Mogłeś odnieść wrażenie, że za dużo, że aż do przesady, do obrzydzenia. Ten nadmiar, subkulturowy wykwit, kłół aż w oczy. Kiedy pogoda nie dopisywała, zbierałeś bandę i szliście tu lub tam, do miejsc po brzegi przepełnionych młodością rajcującą się samą sobą w oparach rocka, punka, jazzu, albo etno. Jak znudziło cię miasto, robiłeś miastu papa i jechałeś gdzie indziej, na ten, czy inny festiwal, na ten czy inny koncert, których było wtedy pełno, jak i pełno było tam ludzi. Lubawka, Lwówek Śląski, Borowice to dla tamtego pokolenia legendy.. Teraz to cienie własnej przeszłości, tak samo jak i Jelenia Góra. Nie znajdziesz już takiej masy. Zastaniesz tylko resztki, zżółkłe ogryzki. Nie ma już tych ludzi i nie ma tych koncertów, festiwali, nie jest to już wyraźną jakością efektywnie przeobrażającą krajobraz społeczny danego miejsca.
Było to niewątpliwie wynikiem wyżu demograficznego, ilości, która przeobrażała się w społecznie efektywną jakość. Ale nie było to wyłącznie kwestią ilości. Było to także, jeśli nie przede wszystkim, sprawą ducha czasu, którego kształtem popularnym była wonczas szeroko rozumiana kultura niezależna, działanie oddolne, kultura kontestująca. Ta kontrkulturowość i występowanie przeciw banalności popkultury były znamieniem tamtych dni. Dzisiaj zjawisko to nie występuje z taką siła, właściwie zupełnie zapadło się pod ziemię. Kontrkulurę niemal doszczętnie przechwycił przemysł medialny, przemysł rozrywkowy, który zawłaszczył sobie przestrzeń i życie społeczne w stopniu nieznanym jeszcze dziesięć lat temu. Młodość w naszym regionie być może i z tego tytułu nie występuje jako siła społeczna, jako określony zespół jakości efektywnie zaważających na życiu społecznym. Nie miało to rzecz jasna przełożenia na program oficjalnych instytucji kultury, które żyły swoim własnym, spokojnym, mieszczańskim trybem życia. Ta młodość tworzyła wtedy swoje własne zjawiska, swoje własne sceny, swoje własne działania, swoje własne, znacznie bardziej niż dzisiaj spontaniczne, kody kulturowe, kanały komunikacji. Dzisiaj o kodach kulturowych, o kanałach komunikacji, o wyglądzie, o modzie, itd. w znacznie większym stopniu decyduje przemysł.
To z pewnością nie pełne wytłumaczenie zjawiska upadku kultury alternatywnej, kultury do it your self, która jeszcze całkiem niedawno współkształtowała przestrzeń społeczną tego regionu. Zapadło się i tyle. Wystarczyło wyjechać na studia i wrócić po siedmiu latach, żeby zobaczyć skalę zmian, skalę wyludnienia i martwicy jaka zapanowała w mieście, a zapewne i w całej kotlinie.
Nie chciałbym, żeby słowa, które Państwu odczytałem zostały odebrane jako klasyczny przypadek nostalgii za wyidealizowanym, o ile dla Państwa może to mieć cokolwiek wspólnego z ideałem, a zatem, za wyidealizowanym światem beztroskiego dojrzewania. Zwracam Państwu tylko uwagę na fakt, który być może umknął Państwa uwadze, na fakt, że nasz, a pozwólcie Państwo, że posłużę się tutaj słowem nasz, a zatem że nasz mikrokosmos zatracił swoją całkiem niedawną społeczną dynamikę. Resztę Państwo już wiecie. O tym, że region nie stwarza perspektyw zatrudnienia, nie daje szans na małą stabilizację osób wchodzących w dorosłe życie, osób, które nawet z miłości do miejsca w którym przyszło im przeżyć swoją wczesną młodość, chciałyby tutaj wrócić na stare śmieci, pod warunkiem jednakże, że nie będą to same śmieci, i nie przyjdzie im żyć w upokorzeniu biedy, ciągłego wypraszania się o zatrudnienie, bylejaką pracę, bo przecież już nie taką w której mogliby się spełniać, która pozwalałaby im na w miarę dostatnie życie, na społeczny awans, życie wolne od lęku upadku w nędzę i zgorzkniałe niespełnienie. Zapewne wiecie też Państwo, że region nie daje prawie żadnych społecznie zinstytucjonalizowanych form spędzania wolnego czasu, w którym bardzo młodzi i młodzi ludzie mogliby poczuć, że ktoś, ktoś, kto nie jest nimi, albo też, co już niespotykane, ktoś z nich, przemawia do nich ich własnym językiem, ich kodem, ich symbolami. Zapewne wiecie też Państwo, że instytucje kultury straciły młodego słuchacza, widza, uczestnika. Zapewne zauważyli Państwo, że ageizm, a więc dyskryminacja ze względu na wiek dyskryminuje w naszej przestrzeni społeczno-kulturalnej przede wszystkim ludzi młodych. Zapewne zauważyli Państwo, że wiele młodych osób wyjeżdża z miasta, i niewielu wraca, i że właściwie nie ma do dzisiaj w regionie tego, co od dawna powinno charakteryzować politykę regionalną, a więc konsekwentnie i kompetentnie realizowanej polityki demograficznej.
Czy kotlina jeleniogórska może stać się kotliną emerytów? Być może. Proszę wszakże zauważyć, że jak świat światem, ludzie umierają. Emeryci także. Jeżeli kotlina będzie tylko kotliną emerytów – pytanie samo ciśnie się na usta - kto przyjdzie po emerytach?
Kilka lat temu pojechałem do rodziny, mieszkającej w Plauen w Dolnej Saksonii. Miasto niewiele mniejsze od Jeleniej Góry. Odnowione? A jakże. Zadbane? A jakże? Czyste? A jakże. Galerie handlowe? A jakże. Ale widzę, że jakoś dziwnie. Drugi dzień wędruję po mieście i jakoś nikogo poniżej trzydziestki. Straciłem zainteresowanie dla zabytków. Intrygowało mnie, co innego. Odnowione? A jakże. Zadbane? A jakże? Czyste? A jakże. Ale co się do diabła podziało z młodzieżą z Plauen. Z tym właśnie pytaniem wędrowałem po mieście Plauen w Dolnej Saksonii. Odnowione? A jakże. Zadbane? A jakże? Czyste? A jakże. Po kilku godzinach zszedłem z jakiegoś zamkowego wzniesienia. Idę wzdłuż brzegu jakiegoś kanału. I wreszcie, jakieś 50 metrów przede mną, nie wierzę własnym oczom, para nastolatków mizia się przede mną. I cóż za niefart - turyści z Francji.
Paweł M. Krzaczkowski
Kotlina emerytów
Ach piękne to były czasy, kiedy młodość pijanym zygzakiem wylewała się na ulice. Szedłeś na murek i raczyłeś się tańszymi gatunkami wina. Jak pojawiało się zagrożenie, to zmieniałeś murek, jak było za późno, to cię spisywali. Jak murek nie pasował, szedłeś do Atrapy, która była jeszcze klubem młodej alternatywy, i gdzie rzadko można było znaleźć miejsce przy stoliku. Szedłeś do Macedonii, i rozmawiałeś o literaturze, filozofii, muzyce, aż szczęka odmawiała ci posłuszeństwa. Szedłeś do Oko Loko, gdzie ciało obok ciała, i gdzie wieczorami oglądałeś filmy Lyncha. To są jeleniogórskie historie. Mnóstwo, mnóstwo młodzieży reprezentującej najróżniejsze subkultury: panki, rastafarianie, metale, dresy raczej nie. To było widać. Wystarczyło wyjść z domu. Kiedy robiło się cieplej, wylegali całą masą. W modzie były długie włosy, niemal każdy młodzieniec przymuszał się do ich zapuszczenia. W modzie były glany. Trzeba było się nakombinować żeby zdobyć na nie pieniądze. Szło się na murek za atrapą, szło się na murek na Kopernika, obok był jeszcze spożywczak, szło się na Grzybek i gdziekolwiek indziej, byleby dyskretnie, byleby inni nie wyprzedzili twój koncept. Wystarczyło wyjść na ulicę, żeby się przekonać, że to miasto żyje, wystarczyło wybrać się na festiwal teatrów ulicznych, żeby się zdziwić tą masą młodych ludzi zapełniających każdy skrawek rynku. Wystarczyło przejść się na rynek, żeby spotkać dwudziestu punków bębniących na bongosach, albo tłuczących na gitarze ostatnie przeboje Dezertera, Armii, Kultu, albo jakieś rastafariańskie dżingle na cześć Dża. Mogłeś odnieść wrażenie, że za dużo, że aż do przesady, do obrzydzenia. Ten nadmiar, subkulturowy wykwit, kłół aż w oczy. Kiedy pogoda nie dopisywała, zbierałeś bandę i szliście tu lub tam, do miejsc po brzegi przepełnionych młodością rajcującą się samą sobą w oparach rocka, punka, jazzu, albo etno. Jak znudziło cię miasto, robiłeś miastu papa i jechałeś gdzie indziej, na ten, czy inny festiwal, na ten czy inny koncert, których było wtedy pełno, jak i pełno było tam ludzi. Lubawka, Lwówek Śląski, Borowice to dla tamtego pokolenia legendy.. Teraz to cienie własnej przeszłości, tak samo jak i Jelenia Góra. Nie znajdziesz już takiej masy. Zastaniesz tylko resztki, zżółkłe ogryzki. Nie ma już tych ludzi i nie ma tych koncertów, festiwali, nie jest to już wyraźną jakością efektywnie przeobrażającą krajobraz społeczny danego miejsca.
Było to niewątpliwie wynikiem wyżu demograficznego, ilości, która przeobrażała się w społecznie efektywną jakość. Ale nie było to wyłącznie kwestią ilości. Było to także, jeśli nie przede wszystkim, sprawą ducha czasu, którego kształtem popularnym była wonczas szeroko rozumiana kultura niezależna, działanie oddolne, kultura kontestująca. Ta kontrkulturowość i występowanie przeciw banalności popkultury były znamieniem tamtych dni. Dzisiaj zjawisko to nie występuje z taką siła, właściwie zupełnie zapadło się pod ziemię. Kontrkulurę niemal doszczętnie przechwycił przemysł medialny, przemysł rozrywkowy, który zawłaszczył sobie przestrzeń i życie społeczne w stopniu nieznanym jeszcze dziesięć lat temu. Młodość w naszym regionie być może i z tego tytułu nie występuje jako siła społeczna, jako określony zespół jakości efektywnie zaważających na życiu społecznym. Nie miało to rzecz jasna przełożenia na program oficjalnych instytucji kultury, które żyły swoim własnym, spokojnym, mieszczańskim trybem życia. Ta młodość tworzyła wtedy swoje własne zjawiska, swoje własne sceny, swoje własne działania, swoje własne, znacznie bardziej niż dzisiaj spontaniczne, kody kulturowe, kanały komunikacji. Dzisiaj o kodach kulturowych, o kanałach komunikacji, o wyglądzie, o modzie, itd. w znacznie większym stopniu decyduje przemysł.
To z pewnością nie pełne wytłumaczenie zjawiska upadku kultury alternatywnej, kultury do it your self, która jeszcze całkiem niedawno współkształtowała przestrzeń społeczną tego regionu. Zapadło się i tyle. Wystarczyło wyjechać na studia i wrócić po siedmiu latach, żeby zobaczyć skalę zmian, skalę wyludnienia i martwicy jaka zapanowała w mieście, a zapewne i w całej kotlinie.
Nie chciałbym, żeby słowa, które Państwu odczytałem zostały odebrane jako klasyczny przypadek nostalgii za wyidealizowanym, o ile dla Państwa może to mieć cokolwiek wspólnego z ideałem, a zatem, za wyidealizowanym światem beztroskiego dojrzewania. Zwracam Państwu tylko uwagę na fakt, który być może umknął Państwa uwadze, na fakt, że nasz, a pozwólcie Państwo, że posłużę się tutaj słowem nasz, a zatem że nasz mikrokosmos zatracił swoją całkiem niedawną społeczną dynamikę. Resztę Państwo już wiecie. O tym, że region nie stwarza perspektyw zatrudnienia, nie daje szans na małą stabilizację osób wchodzących w dorosłe życie, osób, które nawet z miłości do miejsca w którym przyszło im przeżyć swoją wczesną młodość, chciałyby tutaj wrócić na stare śmieci, pod warunkiem jednakże, że nie będą to same śmieci, i nie przyjdzie im żyć w upokorzeniu biedy, ciągłego wypraszania się o zatrudnienie, bylejaką pracę, bo przecież już nie taką w której mogliby się spełniać, która pozwalałaby im na w miarę dostatnie życie, na społeczny awans, życie wolne od lęku upadku w nędzę i zgorzkniałe niespełnienie. Zapewne wiecie też Państwo, że region nie daje prawie żadnych społecznie zinstytucjonalizowanych form spędzania wolnego czasu, w którym bardzo młodzi i młodzi ludzie mogliby poczuć, że ktoś, ktoś, kto nie jest nimi, albo też, co już niespotykane, ktoś z nich, przemawia do nich ich własnym językiem, ich kodem, ich symbolami. Zapewne wiecie też Państwo, że instytucje kultury straciły młodego słuchacza, widza, uczestnika. Zapewne zauważyli Państwo, że ageizm, a więc dyskryminacja ze względu na wiek dyskryminuje w naszej przestrzeni społeczno-kulturalnej przede wszystkim ludzi młodych. Zapewne zauważyli Państwo, że wiele młodych osób wyjeżdża z miasta, i niewielu wraca, i że właściwie nie ma do dzisiaj w regionie tego, co od dawna powinno charakteryzować politykę regionalną, a więc konsekwentnie i kompetentnie realizowanej polityki demograficznej.
Czy kotlina jeleniogórska może stać się kotliną emerytów? Być może. Proszę wszakże zauważyć, że jak świat światem, ludzie umierają. Emeryci także. Jeżeli kotlina będzie tylko kotliną emerytów – pytanie samo ciśnie się na usta - kto przyjdzie po emerytach?
Kilka lat temu pojechałem do rodziny, mieszkającej w Plauen w Dolnej Saksonii. Miasto niewiele mniejsze od Jeleniej Góry. Odnowione? A jakże. Zadbane? A jakże? Czyste? A jakże. Galerie handlowe? A jakże. Ale widzę, że jakoś dziwnie. Drugi dzień wędruję po mieście i jakoś nikogo poniżej trzydziestki. Straciłem zainteresowanie dla zabytków. Intrygowało mnie, co innego. Odnowione? A jakże. Zadbane? A jakże? Czyste? A jakże. Ale co się do diabła podziało z młodzieżą z Plauen. Z tym właśnie pytaniem wędrowałem po mieście Plauen w Dolnej Saksonii. Odnowione? A jakże. Zadbane? A jakże? Czyste? A jakże. Po kilku godzinach zszedłem z jakiegoś zamkowego wzniesienia. Idę wzdłuż brzegu jakiegoś kanału. I wreszcie, jakieś 50 metrów przede mną, nie wierzę własnym oczom, para nastolatków mizia się przede mną. I cóż za niefart - turyści z Francji.
Paweł M. Krzaczkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz